Cóż za miła niespodzianka spotkała mnie dzisiejszego ranka. Otóż na dnie szuflady, w której przechowuje herbaty znalazło się jeszcze parę gramów zeszłorocznej herbaty z prowincji Anhui – Tai Ping Hou Kui. Jest ona zaliczana do Wielkiej Dziesiątki herbat z Chin i uważam, że całkowicie zasłużenie. Zebrana i przetworzona wiosną 2017 roku, czekała na powtórne spotkanie ze mną od wielu miesięcy.
Jest to herbata niezwykła i jedyna w swoim rodzaju. Jej najbardziej charakterystyczną cechą są ogromne, sprasowane na płasko liście, na których z łatwością można dostrzec jeszcze fakturę tkaniny, na jakiej zostały uformowane. Jest to herbata unikatowa pod wieloma innymi względami. Jej liście mogą pochodzić jedynie z krzewów uprawianych w zaledwie trzech chińskich wioskach o idealnych warunkach klimatycznych, gdzie rośnie unikalny szczep o nazwie shi-da. Pozyskiwane z niego liście są właśnie nadzwyczajnie długie i spiczasto zakończone. Jeśli myślicie, że to wszystko, co wyróżnia Tai Pinga to nic bardziej mylnego. Same zbiory muszą odbywać się w ściśle określonym terminie i zaledwie 12 wiosennych dni nadaje się na pozyskanie liści na tą szlachetną herbatę. Plony zbierane są oczywiście ręcznie jedynie podczas mgły, między szóstą a dziesiątą rano, gdy ani nie pada deszcz, ani nie świeci intensywnie słońce. Z całą pewnością polecam spróbować tej zielonej herbaty, a tą konkretną kupiłem w eherbacie. Zresztą jak donosi wspomniany sklep, na południu Chin zakwitły już wiśnie, co zwiastuje już bliskie pierwsze tegoroczne herbaciane zbiory :)