Jak co roku przygodę z wiosennymi herbatami zaczynam od zamówienia od niezawodnej eherbaty. Po raz kolejny nie zawiedli moich oczekiwań, serwując nam aż dwie pozycje z tegorocznych zbiorów z indyjskiej prowincji Darjeeling. Dziś przybliżę Wam jedną z nich, pochodzącą z bardzo starego ogrodu Rohini Jethi Kupi.

Jak informuje sprzedawca, herbata została zebrana bardzo wcześnie, bo już drugiego lutego. To za co sobie cenię eherbatę to nie tylko asortyment najwyższej jakości, ale również zestaw możliwie najdokładniejszych informacji na temat otrzymanego produktu. Jako jedyni na polskim rynku starają się podawać wszelkie detale, jak na sklep specjalistyczny przystało. Dzięki temu wiemy, że nasza herbata zrobiona jest z listków i tipsów, pochodzących z krzewów kultywaru Bannockburn 157 (B157). Znamy też dokładne położenie samego ogrodu, który rozpościera się na wysokościach od 500 do 1400 metrów n.p.m.
Ciekawy opis samego ogrodu, zamieszczono w zakładce produktu na stronie eherbaty, do którego lektury gorąco Was zachęcam:
https://eherbata.pl/darjeeling-rohini-jethi-kupi-2018-1788.html

Przejdźmy zatem do samego parzenia. Wczesne herbaty z Darjeelingu zazwyczaj przygotowuję w szklanych naczyniach i tak postanowiłem zrobić i w tym przypadku. Szklane czajniczki łatwo wytracają temperaturę, co przy tak delikatnych herbatach, jak dzisiejsza, pozwala na wydłużenie czasu ekstrakcji, aby wydobyć głębię smaków i aromatów. Suche liście pachną dość subtelnie i niezbyt intensywnie. Dominują zapachy roślinne a wręcz trawiaste. Wsypane zaś do ogrzanego czajniczka, zaczynają pachnieć bardzo intensywnie i ewoluują w słodkie nuty kandyzowanych owoców. Skojarzyły mi się one od razu z zapachem świeżo wypieczonego keksu.

I Parzenie – 3g / 150-180 ml / 96 stopni C / 2 minuty
Listki po zalaniu musiały uwolnić masę olejków eterycznych, bo na powierzchni pojawiła się delikatna pianka, która zawsze oznacza dobrze dobrane proporcje parzenia. Napar wyszedł bardzo jasny, jak przystało na nie do końca utleniane First Flashe. W smaku zaś dominuje łagodna słodycz dojrzałych owoców tropikalnych, zwłaszcza marakui, bez najdrobniejszego śladu cierpkich garbników. Gdy napar nieco ostygł, stał się o wiele bogatszy. Do głosu zaczęła dochodzić wyczuwana początkowo w nosie roślinność, przełamana słodką passiflorą a wykończona leciutką i przyjemną cierpkością. Bardzo udane i smaczne parzenie.

II Parzenie – 3g / 150-180 ml / 96 stopni C / 4 minuty
Drugi otrzymany napar, wyszedł już sporo ciemniejszy, co sugeruje, że wraz z pigmentami z liści wydzieliło się znacznie więcej garbników. Smak nieco złagodniał, tracąc swoje trawiaste walory, dając nam już tylko same owoce, wykończone wytrawną taniną ściągającą policzki i dziąsła.

Uważam takie parametry obydwu parzeń za bardzo trafione. Najpierw w pierwszym zalaniu herbata daje słodycz, świeżość i owocowość, by w kolejnym pokazać nam swoje bardziej szorstkie i wytrawne oblicze. Ta różnorodność nie pozwoli się Wam nudzić, jeśli zechcecie tylko spróbować najwcześniejszych zbiorów z Darjeelingu. Do tego gorąco zachęcam i czekam na wasze wrażenia po degustacji tej pierwszorzędnej herbaty.